Tak, udało się. Przydomowa oczyszczalnia ścieków stała się faktem. A było to tak...
Pewnego lipcowego poranka (godz. 7.00), gdy we wsi kury piały, na podwórko przed Szczypówką zajechała kopareczka oraz takie coś.

Coś to HDS obciążony zbiornikiem oczyszczali (duże) oraz zbiornikiem na deszczówkę (mniejsze).
Po przywitaniu, fachowych pogaduchach ze strategicznym i wypiciu obowiązkowej kawy, koparkowy przystąpił do pracy.

A tu widać, dlaczego nie mamy domu z piwnicą. Po wykopaniu dołu NATYCHMIAST pojawiła się woda. Niepokoił nas, w związku z tym, brak jakiegoś wodoszczelnego mazidła na zbiorniku. Okazało się, że beton jest jakiś specjalny, super hiper nieprzemakalny.

Potem do pracy przystąpił operator dźwigu i umieścił betonowego kolosa w dziurze.


Czapeczka.


Na czapeczkę poszły kręgi studzienki rewizyjnej.

Brązowa rura to kanalizacyjna. Łączy to to z domem.

W tym czasie koparka pracowała już w następnych dwóch miejscach prawie jednocześnie. Kopała kolejną dziurę pod zbiornik na deszczówkę oraz zdjęła trochę ziemi w miejscu dla tuneli rozsączających.
Tu zbiornik na deszczówkę. Zbiera wodę z jednej rynny i jest już zapełniony w 3/4 - trochę u nas padało.

Tu koniec naszego poś czyli tunele. Idea jest taka, że będą rozprowadzały w gruncie tzw. wodę szarą. Nie mamy w pobliżu rowu, rzeki itp. a studnia chłonna nie wchodzi w grę (patrz zdjęcie dziury).




Tunele koparka zasypała żwirem - pamiętne 10 ton. Otuliliśmy całość włókniną a koparka ostatecznie przysypała wszystko ziemią. Powstał kopiec wys. ok. 1m. mam już co do niego pewne plany. Marzy mi się małe wszosowisko :)


Pobieranie komentarzy