Temat pomieszczenia rekreacyjnego nadal pozostaje na tapecie.
Pewna natomiast jest inna kwestia.
Z dzieciństwa oboje z małżonką spędzaliśmy dużo czasu w "babcinych" kuchniach.
Nie wiedzieć czemu, kuchnia była miejscem, w którym odbywało się najwięcej spotkań i były one najdłuższe i najprzyjemniejsze. Pokój dzienny stanowił miejsce okazjonalnie wykorzystywane, służące większym spędom i celebrowaniu wszelkiej maści uroczystości.
Przyjemna ława, ciepłe, wymoszczone siedziska. Bliskość lodówki, spiżarki. Zapach suszonych grzybów. Rozświetlony w piekarniku, dochodzący makowiec. Dyskretne oświetlenie gdzie prym wiedzie stołowa świeca osadzona na woskowej górze.
Jakże miło będzie zasiąść w gronie przyjaciół, rodziny. Fajny klimat i wszystko w zasięgu ręki. Nie ma problemu znikających gospodarzy, którzy połowę czasu spędzają na robieniu herbaty, kanapek.
Podsumowując to kuchnia musi spełniać następujące warunki:
- wielkość około 15m2 (na tyle ustawna, aby zmieścić siedziska z ławą)
- usytuowanie na froncie budynku, gdzie przez gęstą zieleń będzie można śledzić ruch przed domem. (ot chociażby wyczekując dostawcy z pizzą :))
- forma zamknięta; rzadko, kiedy podobają mi się aneksy kuchenne. Nie dość, że nie jest to praktyczne przy codziennym użytkowaniu (wszystko na wierzchu) to na dodatek można zapomnieć o "babcinym" klimacie.
- miejsce na kozła? – może to byłaby już fanaberia, ale niewątpliwie zimową porą smaczku dodał by trzask palącego się drewienka...
Zarys już jest i jest jeszcze troszkę czasu, aby zmierzyć się ze szczegółami.





Pobieranie komentarzy