Bardzo dawno nie zaglądałam na nasze forum. Ciągle jestesmy na etapie wykańczania wnętrz.Barkuje kasy na realizację pomysłów, a z półśrodków nie chciałabym jednak korzystać.Ostatnio zresztą mamy na głowie zupełnie inne problemy.
W zeszlym roku na strychu starego domku przeznaczonego do rozbiórki okociła się kocica, do której we wsi oczywiści nikt się nie przyznał. Miękkie serca mamy, więc trzy kociaki (a własciwie -o zgrozo! - kotki) pętały się po naszej budowie całe lato i jesień. Nawet zimę przeżyły bez szwanku, ale na wiosnę problem ukazał nam się zupełnie z innej strony. W marcu, choć śniegi jeszcze zalegały srogie - mieliśmy na swoim podwórku prawdziwe pandemonium kocurów.
Nigdy w życie kota nie miałam, więc pobuszowałam trochę po internecie i podjęliśmy decyzję - sterylizacja. Znaleźliśmy lekarza w okolicy, który zgodził się wysterylizować wszystkie trzy,choć dwie z nich to niereformowalne dzikusy. Udalo się złapać jedną z nich, druga - ta oswojona - przyszła sama.
Jestesmy własnie cztery dni po zabiegu i została nam jedna wysterylizowana kociczka. "Dzikuska" odeszła. Pomimo zamknięcia w klatce i fartuszka, który założyliśmy jej nie bez trudności, rozerwała szwy i otrzewną. Trzeba było zwierzątko uspić.
Podłe to wszystko i strasznie ciężko się do czegokolwiek zabrać.
Sorry, że nie w temacie budowy...
Za nami etap, kiedy wszystko działo się bardzo szybko. Teraz powoli (w mairę możliwości ... finansowych) wykańczamy chałupkę. Jakiś zastrzyk gotówki i natychmiastowy zakup czegoś do domku. Przyszła kolej na drzwi na parterze. Klimatyczne.

Klimatyczne też widoki za oknem:)


Strasznie dawno niczego nie wpisywałam. Brakowało czasu i chęci, bo wykańczanie całkiem serio nas wykańcza. Najgorsze są dylematy, jakie ściany i podłogi. Tysiące stron typu deccoria albo allegro przejrzane, kilometry ścieżek w sklepach wydeptane, kwasy i dąsy, ale też poczucie tryumfu, gdy uda się zdobyć coś, co oczami wyobraźni widzę już w moich czterech ścianach. Ale wreszcie góra PRAWIE gotowa. Zacisznie się zrobiło z podłogami i w przestrzeni ograniczonej drzwiami. Teraz głęboki wdech i nurkujemy na dół. I kołomyja zaczyna się od nowa:)

Jeszcze raz nacieszę oko.
Powolutku poddasze nabiera kolorków. Moje córki preferują barwy neutralne:

Pokój w cafe latte.

I orzech włoski:

A nasza sypialnia jeszcze "dziewicza";)

Podczas, gdy my wreszcie znaleźliśmy chwilkę czasu, aby odetchnąć i nabrać wiatru w żagle

nasza ekipa wkroczyła do kotłowni i skończyła to, co zaczęła. Tak więc po powrocie czekały na nas gorące kaloryfery (szkoda, że upał nie pozwolił nam się nimi nacieszyć
)

Plątanina niezła. Dla mnie mieszczucha wychowanego w blokach z centralnym - jak na razie czarna magia. Pocieszam się, że praktyka czyni mistrza
To nie znaczy, że zakręcą nam kurek z gazem
To po prostu końcówka naszej odysei z instalacją gazową. Mam nadzieję, że już w tym tygodniu popłynie nam ciepła woda w rurach.
Ale najpierw trzeba było wdrapać się na dach, żeby wpuścić w komin "kwasówkę". Mieliśmy zwykłą kamionkę, bo początkowo ogrzewanie miało być tradycyjne - węglowe. Zmiana planów i panowie zaryzykowali skręceniem karków

A to już kotłownia. Jeszcze nie wszystko podłączone jak należy, ale zaczyna wyglądać jak należy


Instalacje rozprowadzone, ale gazowy piec CO jeszcze nie zamontowany. Czekamy z nim, aż położone będą płytki w kotłowni. A tu pewnego dnia dzwonią gazowniki, że jadą puszczać gaz na budynek. Albo teraz, albo wypadamy z planu i jeszcze sobie długo poczekamy. Warunek - musi być zamontowany chociaż jeden odbiornik. Decyzja była błyskawiczna. Montujemy płytę gazową w kuchni, a przynajmniej w tym co ma kuchnią być w przyszłości.
Efekt? Gaz popłynął!

Wreszcie mamy to za sobą. Prawdę mówiąc, nie jestem zbyt zadowolona. Co prawda posadzki przypominają pupę niemowlaka, ale ekipa nie była zbyt drobiazgowa jeżeli chodzi o wykończenia. Dyletacja pod ścianami upchnięta byle jak, za odpływami zrobione też na odczep się. Ale chyba wolimy sami to wyprostować. Nie chcę na razie żadnych fachowców na budowie. Dobrze, że chociaż poziomy są w porządku. Oczko na poziomicy w samym środku, w jakimkolwiek miejscu jej nie położę.

Salon

Widok na salon i kuchnię

Na poddaszu
Tak mi się wydaje, że to stumilowy krok w budowaniu. Będą wylewki, można będzie wreszcie przejść do etapu wykańczanie budynku. Nie mogę sie doczekać, A wylewki już jutro!!! Trochę się martwię jak to będzie, bo moi fachowcy nie dają siatki tylko jakieś włókno zbrojeniowe. Aha, i plasyfikatory tam, gdzie podłogówka. Ale tak sobie myślę, że martwię się jak zwykle na zapas. Znajomy ma wylany po prostu beton beż żadnego zbrojenia i jego podłogi już od 15 lat mają się świetnie.
W ostatniej chwili przypomniało nam się, że nie zrobiliśmy otworu w stropie, żeby doprowadzić napowietrzenie kominka. Więc wiertara poszła w ruch i dziura jest jak się patrzy.

Przeniesione. Trochę w głupim miejscu, bo po rozłożeniu stanowią jakby przedłużenie tych z klatki schodowej. Trudno, jak spadać to z "wysokiego konia":)))
Pobieranie komentarzy
Ukryj komentarze
Ślicznie Wam idzie to wykańczanie. Ja też dawno nie zaglądałam na portal - po zakończeniu budowy człowiek jest zaabsorbowany codziennością.... z koteczkami przykre ;( Moja Rysia zachorowała na zapalenie otrzewnej, przez miesiąc ja i dzieci żyliśmy w rozpaczy. Zwerbowałam kotkę czarną, drugą biało-burą dostałam w prezencie (w ramach ukojenia rozpaczy), a w wakacje trzecią ( z bloku - bo się męczyła, nie wiadomo czy właścicielka bardziej czy kotka) i tak skończyłam z 3 kotkami i jednym psem.....( wszystkie już wysterylizowane), a dzieci na to, że chcą szynszylę albo królika - w życiu !!! ;)
Przykro mi ,smutne człowiek chce dobrze a wychodzi inaczej